TABAC to długa historia.
Idea wylęgła się w mojej głowie około roku 1998, gdy moknąc któregoś dnia w deszczu na peronie usłyszałem nagle (in my mind's ears...) zespół, jaki chciałbym założyć. Na chwilę ówczesną, były to dwie gitary akustyczne, organy Hammonda, kontrabas, kongi, plus śpiew na głosy.
Trudniej było z realizacją tego wyobrażenia...
W rezultacie w sezonie 1999 grałem z pianistą, kongistą, saksofonistą i kilkorgiem mniej lub bardziej okazjonalnych muzyków dodatkowych.
Było to wszystko bardzo amatorskie, a ja miałem już pewną wizję, którą chciałem jakoś wcielić w życie; dlatego zespół, którego nazwa brzmiała wówczas Sonivius (co znaczy, mniej więcej, dźwięk spadających ziaren obroku), nie przetrwał do następnego sezonu, i po przygodnym koncercie na terenie jakiegoś warszawskiego muzeum, rozwiązałem jego działalność.
W tym czasie grałem również z garażowym zespołem Szum Prutu. Mieliśmy próby najpierw w piwnicy, a następnie w garażu u mojego sąsiada i wieloletniego przyjaciela, Stefana Chabiery. Skład był zdecydowanie rockowy, z gitarami elektrycznymi (no cóż, przyznaję - grałem wtedy jako gitarzysta solowy), basem, perkusją itepe.
Na marginesie, do Szumu Prutu trafiłem, zastępując na jedną próbę ówczesnego basistę. Grałem na basie, a w którymś (późniejszym) momencie próby wziąłem do rąk gitarę elektryczną i zagrałem i zaśpiewałem kiełkującą wówczas dopiero kompozycję Rozmowa z Orfeuszem (ale to temat na osobny wpis). I -- w rezultacie -- zostałem.
O próbach Szumu Prutu warto by kiedyś wspomnieć; teraz powiem tylko o dwóch muzykach, którzy tam grali: Bebech Górski (perkusista, ale też basista, gitarzysta, flecista...) oraz Mańek Mańkowski (gitarzysta, basista, klarnecista; okazjonalnie imał się również innych instrumentów).
Ten drugi w sezonie wiosennym 2000 zasilił szeregi mojego zespołu (grając na wyżej wymienionych instrumentach, niekiedy też na akordeonie). Bebech natomiast do mojego zespołu wprawdzie nie trafił. Obaj mieli jednak udział przy powstaniu pierwszej wersji kompozycji Szachy. Było to dzień po próbie Szumu Prutu i spotkaliśmy się we trzech w garażu, żeby jeszcze trochę pograć. Miałem ze sobą gitarę dwunastostrunową i bardzo mnie kręciło jej pełne brzmienie. Chcieliśmy zagrać coś, co zaczęłoby się od bałaganu, przeszło przez jakiś porządek i wróciło do punktu wyjścia. Bebech był zasadniczo pomysłodawcą części wstępnej, w którą ja wplotłem akordy (dziwne), co rozwinęło się w bardziej już uładzone przejście. Mańek dodał tu psychodeliczne, absolutnie genialne wstawki na gitarze elektrycznej z efektem. Część zasadniczą miałem już wcześniej. Tekst Wojciecha Fumela miałem już od kilku miesięcy, i coś tam sobie do tego wymyśliłem. Teraz scaliliśmy te wszystkie fragmenty w jedną formę.
Wynik, jakkolwiek surowy i nie wolny od pomyłek, uważam za jedno z bardziej interesujących moich wczesnych nagrań. (Utwór trafił na płytę TABAC W starym domu na strychu. Wybór nagrań archiwalnych 2000-2005).
W roku 2000 zebrałem skład eksperymentalny. Graliśmy wyłącznie improwizując, co więcej, nagrywaliśmy większość naszych produkcji... Tak powstała nowa wersja Lata Stachury (wcześniej grałem to jako prosty, szybki, pełen brudu utworek niemal punkrockowy; teraz zbliżył się do bluesrocka).
Trudniej było z realizacją tego wyobrażenia...
W rezultacie w sezonie 1999 grałem z pianistą, kongistą, saksofonistą i kilkorgiem mniej lub bardziej okazjonalnych muzyków dodatkowych.
Było to wszystko bardzo amatorskie, a ja miałem już pewną wizję, którą chciałem jakoś wcielić w życie; dlatego zespół, którego nazwa brzmiała wówczas Sonivius (co znaczy, mniej więcej, dźwięk spadających ziaren obroku), nie przetrwał do następnego sezonu, i po przygodnym koncercie na terenie jakiegoś warszawskiego muzeum, rozwiązałem jego działalność.
W tym czasie grałem również z garażowym zespołem Szum Prutu. Mieliśmy próby najpierw w piwnicy, a następnie w garażu u mojego sąsiada i wieloletniego przyjaciela, Stefana Chabiery. Skład był zdecydowanie rockowy, z gitarami elektrycznymi (no cóż, przyznaję - grałem wtedy jako gitarzysta solowy), basem, perkusją itepe.
Na marginesie, do Szumu Prutu trafiłem, zastępując na jedną próbę ówczesnego basistę. Grałem na basie, a w którymś (późniejszym) momencie próby wziąłem do rąk gitarę elektryczną i zagrałem i zaśpiewałem kiełkującą wówczas dopiero kompozycję Rozmowa z Orfeuszem (ale to temat na osobny wpis). I -- w rezultacie -- zostałem.
O próbach Szumu Prutu warto by kiedyś wspomnieć; teraz powiem tylko o dwóch muzykach, którzy tam grali: Bebech Górski (perkusista, ale też basista, gitarzysta, flecista...) oraz Mańek Mańkowski (gitarzysta, basista, klarnecista; okazjonalnie imał się również innych instrumentów).
Ten drugi w sezonie wiosennym 2000 zasilił szeregi mojego zespołu (grając na wyżej wymienionych instrumentach, niekiedy też na akordeonie). Bebech natomiast do mojego zespołu wprawdzie nie trafił. Obaj mieli jednak udział przy powstaniu pierwszej wersji kompozycji Szachy. Było to dzień po próbie Szumu Prutu i spotkaliśmy się we trzech w garażu, żeby jeszcze trochę pograć. Miałem ze sobą gitarę dwunastostrunową i bardzo mnie kręciło jej pełne brzmienie. Chcieliśmy zagrać coś, co zaczęłoby się od bałaganu, przeszło przez jakiś porządek i wróciło do punktu wyjścia. Bebech był zasadniczo pomysłodawcą części wstępnej, w którą ja wplotłem akordy (dziwne), co rozwinęło się w bardziej już uładzone przejście. Mańek dodał tu psychodeliczne, absolutnie genialne wstawki na gitarze elektrycznej z efektem. Część zasadniczą miałem już wcześniej. Tekst Wojciecha Fumela miałem już od kilku miesięcy, i coś tam sobie do tego wymyśliłem. Teraz scaliliśmy te wszystkie fragmenty w jedną formę.
Wynik, jakkolwiek surowy i nie wolny od pomyłek, uważam za jedno z bardziej interesujących moich wczesnych nagrań. (Utwór trafił na płytę TABAC W starym domu na strychu. Wybór nagrań archiwalnych 2000-2005).
W roku 2000 zebrałem skład eksperymentalny. Graliśmy wyłącznie improwizując, co więcej, nagrywaliśmy większość naszych produkcji... Tak powstała nowa wersja Lata Stachury (wcześniej grałem to jako prosty, szybki, pełen brudu utworek niemal punkrockowy; teraz zbliżył się do bluesrocka).
Pełnoprawna historia TABAC zaczęła się jednak w roku 2001. Wtedy to po raz pierwszy oficjalnie przyjęliśmy tę nazwę, a na jesieni (27 października) wystąpiliśmy z koncertem (inaugurującym działalność Knajpy "Pod księżycową rzęsą") w moim domu. Ten pierwszy TABAC składał się ze mnie (gitara, śpiew), Maćka Łozińskiego (instrumenty klawiszowe), Luli Chabiery (śpiew, harmonijka ustna), Filipa Jakubowskiego (kongi, perkusja) i Macieja Kasprzyka (saksofon altowy). W koncercie wzięli ponadto udział liczni goście (głównie z Szumu Prutu).
Koncert doczekał się rejestracji na niskonakładowej płycie Pod księżycową rzęsą.
Co znamienne, po tym udanym przedsięwzięciu działalność została zawieszona. Ziarno zostało jednak zasiane i TABAC na dobre wrósł w moje myślenie artystyczne.
Takie były korzenie, prehistoria. Doszliśmy do punktu, w którym zaczęła się już dokumentowana historia. A na liczne anegdoty przyjdzie pora.
Koncert doczekał się rejestracji na niskonakładowej płycie Pod księżycową rzęsą.
Co znamienne, po tym udanym przedsięwzięciu działalność została zawieszona. Ziarno zostało jednak zasiane i TABAC na dobre wrósł w moje myślenie artystyczne.
Takie były korzenie, prehistoria. Doszliśmy do punktu, w którym zaczęła się już dokumentowana historia. A na liczne anegdoty przyjdzie pora.
A o mnie to nie wspomni, łobuz jeden... Jakaś wzmianka na marginesie o moim "tekście". Phi!
OdpowiedzUsuńNo tak... O Wojciechu wypada w osobnym 'poście' napisać. Tu tylko pokrótce zająłem się moimi przed-TABACowymi działaniami muzycznymi, a i to nie wszystkimi, pojawi się kiedyś słów kilka o moich pierwszych zespołowych przygodach...
OdpowiedzUsuń